wtorek, 24 stycznia 2012

Człowiek z Zielonej Wyspy (fragmenty cz.I "Tożsamość")

Stara zardzewiała brama zamykana na łańcuch, a za nią drzewa. To wszystko, co było widać od drogi. Tylko drzewa.
Jedynym śladem jaki zostawił tutaj człowiek były spękane betonowe płyty prowadzące donikąd. Powykrzywiane i poprzerastane korzeniami pomału zapadały się i ginęły w oddali. Natura już dawno ustaliła tutaj hierarchię. Zacierała ślady nieudolnej ingerencji poprzedniego właściciela.

Stałem na chybotliwym kawałku betonu i ściskałem klucze do swojego domu. Widok zielonego bałaganu nie budził we mnie grozy i przerażenia. Nie wiedziałem na jakie drzewa patrzę. Drzewa to drzewa.
Wierzby znałem z literatury i z autostopu, między topolami stałem jako bramkarz w czasach dzieciństwa, a choinka obwieszona bombkami przypominała mu o Bożym Narodzeniu i zdalnie sterowanym samochodzie.
Kwitnące kasztany to nerwy i obgryzanie paznokci przed maturą i to wszystko.
No jeszcze biały bez, albo lepiej kradziony, sprzedawany po piątaku, rozdarte gacie, wkurwiony dozorca i załamana matka.
Do tej pory drzewa alergizowały, zasłaniały widok nagiej sąsiadki z bloku obok i tworzyły zaspy zgnilizny na chodnikach.
Teraz miałem własne drzewa. Nie wiedziałem jak się nazywają. Byłem wpatrzony w nie, jak mały chłopiec w latającego ptaka; zanim ktoś mu nie powie, że to gołąb, który roznosi choroby i sra na parapety.
Stałem z szeroko otwartymi oczami i patrzyłem na przygniatającą wszystko aksamitną siłę, ogołocone drzewka bez prezentów, czteropalczastego rozpychającego się zuchwale i garbusa z fioletowymi kuleczkami na wyschniętej dłoni. Poprzedni właściciel posadził obok siebie chuligana, poetę, pracowitego robotnika i wojownika.

Stałem i patrzyłem. Teraz ja tu jestem panem, pomyślałem. Chwilę jeszcze postałem, i powiedziałem głośno:

- Dobra moje drzewka. Wasz nowy pan. Wasz nowy dobry i litościwy pan, kupi sobie książkę o drzewach i poznamy się bliżej. Póki co, nic nie ruszam i nie zrobię nikomu krzywdy. Zanim wpadnie banda oprychów z piłami, możecie sobie poszumieć. Czujcie się jak u siebie w domu, to znaczy w moim domu…..

Odwróciłem się na pięcie i poszedłem w stronę domu. Wszedłem na taras, odwróciłem się i krzyknąłem:

- A ty pięciopalczasty, może byś się tak odchrzanił od garbusa, bo on już ledwo żyje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz