wtorek, 20 listopada 2012

Z Tomasza Manna

W poszukiwania spokoju i prostoty. Zbłąkany mieszczuch.

Piosenka studenta pierwszego roku filozofii

Posłuchaj człowieku współczesnego wieku: Szkoda życia, czas ucieka, Płynie rzeka, płynie rzeka. Pokaż palec Kratylosa, I zaciągnij Calvadosa. Dzisiaj Pitagoras rządzi, Kto o tym nie wie ten błądzi. Nie ma liczby, nie ma rzeczy. Ktoś temu zaprzeczy?

sobota, 28 stycznia 2012

Wiedza o społeczeństwie

Na pytanie „Jaki jest dzisiejsze społeczeństwo? Jedna jednostka odpowiedziała „zużyte, zdziczałe i żarłoczne”, co pokryło się z poglądem pozostałych jednostek. Na pytanie czy jesteś zużyty, zdziczały i żarłoczny? Wszystkie jednostki odpowiedziały bez wahania - Nie, nie jestem!
Ile jednostek liczy społeczeństwo?

Zadanie

Umberto Eco miał jabłuszko, które nazwał „Sztuka”. Gdy je wycisnął, zaobserwował, że miąższ nie zastyga. Immanuel Kant miał jabłuszko, które nazwał „Człowiek”. Też je wycisnął i długo się przyglądał. Zauważył, że miąższ nie przyjmuje żadnej jednorodnej formy.
Zadanie dla matematyka: ile jabłek mieli razem?
Zadanie dla filozofa: Czy jabłka pochodziły z drzewa wiadomości dobrej czy złej?
Zadanie dla historyka: Czy w kontekście tego zadania ma znaczenie, który z bohaterów żył wcześniej?
Zadanie dla sadownika: Czy był to ten sam gatunek jabłek?
Zadanie dla polonisty: Słowa w cudzysłowie napisałbyś małą czy wielką literą?
Zadanie dla mamy: Który sok podałabyś swojemu dziecku?
Zadanie dla taty: Umberto czy Immanuel? Które imię wybrałbyś dla swojego syna?
Zadanie dla malkontenta: Dlaczego nie lubisz jabłek?

Zadanie dla każdego: Czy można postawić znak równości między pojęciem „Sztuka” a „Człowiek”?

wtorek, 24 stycznia 2012

Człowiek z Zielonej Wyspy (fragmenty cz.I "Tożsamość")

Stara zardzewiała brama zamykana na łańcuch, a za nią drzewa. To wszystko, co było widać od drogi. Tylko drzewa.
Jedynym śladem jaki zostawił tutaj człowiek były spękane betonowe płyty prowadzące donikąd. Powykrzywiane i poprzerastane korzeniami pomału zapadały się i ginęły w oddali. Natura już dawno ustaliła tutaj hierarchię. Zacierała ślady nieudolnej ingerencji poprzedniego właściciela.

Stałem na chybotliwym kawałku betonu i ściskałem klucze do swojego domu. Widok zielonego bałaganu nie budził we mnie grozy i przerażenia. Nie wiedziałem na jakie drzewa patrzę. Drzewa to drzewa.
Wierzby znałem z literatury i z autostopu, między topolami stałem jako bramkarz w czasach dzieciństwa, a choinka obwieszona bombkami przypominała mu o Bożym Narodzeniu i zdalnie sterowanym samochodzie.
Kwitnące kasztany to nerwy i obgryzanie paznokci przed maturą i to wszystko.
No jeszcze biały bez, albo lepiej kradziony, sprzedawany po piątaku, rozdarte gacie, wkurwiony dozorca i załamana matka.
Do tej pory drzewa alergizowały, zasłaniały widok nagiej sąsiadki z bloku obok i tworzyły zaspy zgnilizny na chodnikach.
Teraz miałem własne drzewa. Nie wiedziałem jak się nazywają. Byłem wpatrzony w nie, jak mały chłopiec w latającego ptaka; zanim ktoś mu nie powie, że to gołąb, który roznosi choroby i sra na parapety.
Stałem z szeroko otwartymi oczami i patrzyłem na przygniatającą wszystko aksamitną siłę, ogołocone drzewka bez prezentów, czteropalczastego rozpychającego się zuchwale i garbusa z fioletowymi kuleczkami na wyschniętej dłoni. Poprzedni właściciel posadził obok siebie chuligana, poetę, pracowitego robotnika i wojownika.

Stałem i patrzyłem. Teraz ja tu jestem panem, pomyślałem. Chwilę jeszcze postałem, i powiedziałem głośno:

- Dobra moje drzewka. Wasz nowy pan. Wasz nowy dobry i litościwy pan, kupi sobie książkę o drzewach i poznamy się bliżej. Póki co, nic nie ruszam i nie zrobię nikomu krzywdy. Zanim wpadnie banda oprychów z piłami, możecie sobie poszumieć. Czujcie się jak u siebie w domu, to znaczy w moim domu…..

Odwróciłem się na pięcie i poszedłem w stronę domu. Wszedłem na taras, odwróciłem się i krzyknąłem:

- A ty pięciopalczasty, może byś się tak odchrzanił od garbusa, bo on już ledwo żyje!

Człowiek z Zielonej Wyspy (fragmenty cz. I "Tożsamość")

Od wschodniej strony straszyła stara mleczarnia. Rano na jej obskurnym tle pojawiały się gołe dupy mleczarzy, którzy szczali na mur, głośno przy tym bełkocząc. Po nich przychodził człowiek w łachmanach i pił wino. W milczeniu opróżniał butelkę, a następnie zdejmował spodnie i srał. Srał szybko, a psy ujadały.

Od strony zachodniej z tarasu było widać tylko drzewa. Gdzieś ponad nimi w oddali wycinek eternitowego dachu przypominał o bliskości ludzi. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni od wschodu było słychać tylko „Kurwa twoja mać stój”, „Kurwa twoja mać nazad”. To człowiek w uprzęży i w gigantycznych gumiakach chodził za kobyłą, która nawet w zaawansowanej ciąży ciągnęła żelastwo i z pokorą znosiła bezpośredniość swojego pana. Wszystkie zwierzęta, które były w tym małorolnym gospodarstwie nazywały się podobnie. Kot miał na imię „Ty chuju”, a suka, która była mieszanką wszystkiego co chodziło po wsi wabiła się „Pies cie jebał”.

Człowiek z Zielonej Wyspy (fragment - cz.I "Tożsamość")

- Gdyby. Gdyby. Gdyby. Umysł zakuty w dyby. Gdybanie to stara sztuczka, na którą się nie dam nabrać. Odpieprz się. Gdybyś wtedy nie poszedł w lewo tylko w prawo i gdybyś nie wpadł na tego faceta i tak dalej

- Nie lubisz tej części mowy? – natrętna myśl podpuszczała

- Bardzo lubię, ale tylko w żartach. Poza tym to nie część mowy, tylko część myślenia. Kto w ogóle nazwał to spójnikiem. Gdyby nie łączy, tylko dzieli. Gdyby to dylemat. Wątpliwość. Odrętwienie. Brzmi kanciasto jak każdy sztuczny twór. Co było, być musiało i kropka. Dlatego jest tutaj, a nie w innym miejscu – zdecydowanie odpowiedziałem
- Zamiast nadużywać gdyby, lepiej pójść na ryby – skwitowałem pod nosem rozdrażniony.