wtorek, 24 stycznia 2012

Człowiek z Zielonej Wyspy (fragmenty cz. I "Tożsamość")

Od wschodniej strony straszyła stara mleczarnia. Rano na jej obskurnym tle pojawiały się gołe dupy mleczarzy, którzy szczali na mur, głośno przy tym bełkocząc. Po nich przychodził człowiek w łachmanach i pił wino. W milczeniu opróżniał butelkę, a następnie zdejmował spodnie i srał. Srał szybko, a psy ujadały.

Od strony zachodniej z tarasu było widać tylko drzewa. Gdzieś ponad nimi w oddali wycinek eternitowego dachu przypominał o bliskości ludzi. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni od wschodu było słychać tylko „Kurwa twoja mać stój”, „Kurwa twoja mać nazad”. To człowiek w uprzęży i w gigantycznych gumiakach chodził za kobyłą, która nawet w zaawansowanej ciąży ciągnęła żelastwo i z pokorą znosiła bezpośredniość swojego pana. Wszystkie zwierzęta, które były w tym małorolnym gospodarstwie nazywały się podobnie. Kot miał na imię „Ty chuju”, a suka, która była mieszanką wszystkiego co chodziło po wsi wabiła się „Pies cie jebał”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz